Uncategorized

Jak się nie pakować

Ile par majtek zabrać? Koszulki 2 czy 3? Turystyczne kieliszki brać, czy olać? Takie filozoficzne pytania pojawiają się w naszych głowach w chwili pakowania do rocznej wyprawy po Azji. Odpowiedzi w googlach niestety brak. 

Osoby poważne, zorganizowane i przezorne już dawno zrobiłyby listę rzeczy, które warto mieć przy sobie w rocznego wyjazdu. Przy okazji kolejnych wizyt w supermarkecie i marnowaniu czasu w sklepach interentowych oglądałyby ceny, porównywały dlugość dostawy i opinię zaangażowanych użytkowników. Przelewały środku z karty na kont pośredika. Później załadowałyby wszyskie kubione gadżety do plecaka. Zważyły ładunek. Podjęły racjonalną decyzję o eliminacji niepotrzebnych bibelotów i ruszyły z koksem na nowo.

Tak, to zdecydowanie byłby ciekawy i pomocny scenariusz, który nigdy już się nie wydarzy. Na najlepsze pomysły człowiek wpada w momentach, kiedy na ich realizację jest już zdecydowanie za późno. Taka jest niestety smutna zasada ludzi takich jak ja. Tak czy siak, nie czast na łzy. Trzeba podwinąć krótkie rękawy (da się?) i działać. W końcu jutro rano zaczynamy podróż, która będzie długa, ciekawa i zakończ się oczywiście pełnym sukcesem uwieńczonym blaskiem fleszy i zdjęciami na okładkach popularnych tygodników!

Na zegarze 21.36. Ładuję do plecaka wybrane w pośpiechu ciuchy, odnalezione w pudłach po przeprowadzce kable i etopirynkę (na wszelki wypadek, bo nie znasz dnia ani godziny, kiedy wypadnie niespodziewana imprezka z poznanymi w drodze miłośnikami marnowana czasu). W stercie papierów i skarpet zaczynam poszukiwania zaginionych skarbów: 1 klapka Kubota, karty bankomatowej i czerwonego zeszytu z wypocinami z przeszłości.

O 22.30 plecak pęka już w szwach. Górna klapa nie chce się dopiąć. Wyrzucam więc małe co nieco: czyli kilka koszulek, jedną parę długich spodni i skarpety w owce (sorry drogie panie). Dzwonię do Marcina, żeby usłyszeć, że u niego też nie jest najlepiej. (Wiadomo, że nic człowieka tak nie pociesza, jak niepowodzenie bliźniego twego.) Słowa otuchy wpadają w moje sterczące uszy! Marcin robi to, co 50 % obywateli w obliczu zbliżającego się dużymi krokami deadlinu: przekłada pakowania na później tj. na 6 rano. Ja wpisuję się w zachowania tej pominiętej dotychczas połowy społeczeństwa: oddalam się od plecaka, żeby zająć się zupełnie niepotrzebnymi nikomu czynnościami. Najpierw po raz pierwszy od x lat zamiatam podłogę, a później i przeglądam zawartość starych folderów z muzyką w ledwo działającym komputerze sprzed lat. Czego to się nie słuchało! 

O  24.32  koniec. Plecak jako tako spakowany. Ciuchy na jutro przygotowane. Czas na spanie (którego prawie nie będzie) i refleksję, że to ostatnia noc w swoim własnym łóżku, w objęciach najwygodniejszej poduszki w tej galaktyce.

Takie rzeczy spakowałam do plecaka (już wiem, że z częścią wkrótce się pożegnam):

Rzeczy, które spakowałam do plecaka

Good Night zatem and Good Luck!

Waga: 14,5 kg (ZA DUŻO!)

You Might Also Like

No Comments

    Leave a Reply