Zaraz po wejściu poczuliśmy smród wilgoci i papierosów. Atmosfera jak w taniej osiedlowej spelunce, gdzie znudzona pani kelnerka serwuje stałym równie znudzonym jak ona klientom wygazowanego Żubra.
Nie jesteśmy jednak na blokowisku w Łodzi, Legnicy czy Wrocławiu. Nie idziemy na piątkową sentymentalną bibę przy dźwiękach piosenek Lady Punk. Właśnie wsiedliśmy do pociągu z tzw. twardymi krzesłami i to nim przez następne długie 17 h za będziemy podróżować z Pekinu do Szanghaju. (bilety 156.5 juanów)
Wagon powoli zapełnia się pasażerami. Niektórzy z nich wsiadają z małym, podręcznym plecakiem. Inni dźwigają worki po brzegi wypełnione kołdrami, jedzeniem, butami i cholera, wie czym jeszcze. Wstajemy z fotela przykrytego wyblakłą, niebieską matą i rozglądamy się dookoła. Tak jak się spodziewaliśmy, jesteśmy jedynymi obcokrajowcami w całym przedziale.
O 11.54 pociąg zaczyna leniwie toczyć się po torach. Na drewnianych stolikach znajdujących się pomiędzy fotelami lądują dania kupione w ostatniej chwili, gdzieś na terenie dworca. Otwierają się termosy z jeszcze gorąca zieloną herbatą. Słychać pękające zawleczki tutejszych 2.5 % piw. Ku naszemu zaskoczeniu okazuje się, że w pociągu z poprzedniej epoki działa WiFi. Można więc wywołać współczucie u kumpli z fejsa informując ich o ciężkich warunkach podróży.
W przejściu między wagonami leżą ludzie, dla których zabrakło miejsca na oplecionych starą poplamioną granatową matą fotelach. Dwóch facetów bezmyślnie gapi się w szarą ścianę i żeby zapełnić czymś długie leniwe godziny podróży pali jednego papierosa, za drugim. Nikotynowy dym rozchodzi się po całym przedziale, drapie ludzi w gardło, przesiąka przetłuszczone włosy i przepocone ubrania. Zaczynamy sobie przypominać, jak to było na studiach. Po wizycie we wrocławskim barze Kalambur człowiek kładł się spać nad ranem i śmierdział, jak stara kryształowa popielniczka.
Nie mija godzina, a w przejściu między krzesłami zaczynają pojawiać się sprzedawcy. Łysiejący pracownik kolei w spranej niebieskiej koszuli pcha wózek wypełniony obiadami za 15 juanów. Kolejny mężczyzna, głośnymi okrzykami reklamuje suszone śliwki. Następny suszone kawałki mięsa, banany za 5 juanów i orzeszki za 8 juanów.
Każdy pasażer stara się wypełnić mało znaczącymi zajęciami długie godziny nudy. Niektórzy nerwowo przechadzają się po wagonie ze swoimi smartfonami i na próżno poszukują lepszego zasięgu. Z głośników słuchać chińskie przeboje, z których niektóre brzmią jak szanty z zadymionych smażalni ryb nad Bałtykiem. Młoda dziewczyna nie gapi się już w ekran telefonu z różową obudową w Hello Kitty. Zamiast tego, wyszywa na białym płótnie kwiaty z różowych koralików.
Za oknami przemykają widoki betonowych miast, na których panoramę składają się wysokie, szare wieżowce i kilka odrapanych fabrycznych kominów. Kolejni zmęczeni długą drogą pasażerowie wysiadają z pociągu, ustępując miejsca nowym osobom. Taki widok powtarza się przez całą noc. (W drodze do Szanghaju naliczyliśmy 10 osób, które przewinęły się przez nasz otwarty przedział z 6 siedzeniami.) Częsta rotacja ludzi nie pozwala na sen. Kolejny nadgorliwy pasażer chce się władować na miejsce pod oknem, a ty lekko oszołomiona całą sytuacją podnosisz ze stolika swoją ociężałą głowę. Tak najczęściej kończy się twoja krótka drzemka.
Niestety mamy zaszczyt siedzieć obok najbardziej upierdliwego Chińczyka. Facet uparł się, że zamieni się z nami miejscami. Co godzinę, wszelkimi sposobami próbuje nas do tego namówić. Kiedy po raz kolejny odmawiamy, zaczyna stroić dziwne miny. Zupełnie jak mały chłopiec, któremu rodzic nie pozwolił kupić lizaka. W końcu nasz ulubieniec idzie na skargę do konduktora, a ten za jego namową jeszcze raz sprawdza nam bilety. Wszystko po to, żeby przekonać się, że nie kłamaliśmy w sprawie naszych miejscówek.
Noc zapada nagle. Jeszcze przed chwilą przez brudne oknu widać było szare niebo. Teraz świat pogrążony jest w mroku. Tylko liczne latarnie i kosmiczne wijące się jak smok podjazdy rozświetlają szary horyzont. Każdy z pasażerów powoli próbuje ułożyć się do snu, ale drzemka w tego typu pociągu nie jest prostym zadaniem. Po pierwsze w wagonie szaleje niestabilna klimatyzacja. Raz jest duszno, a po chwili wieje na ciebie zimne powietrze. Raz ściągasz bluzę, a później masz ochotę wyjąć z plecaka śpiwór i schować się w jego wnętrzu. Po drugie fotele ustawione są w pozycji pionowej. Nie ma mowy o znalezieniu wygodnej pozycji do snu.
Patrzę na komórkę. Jest już 4 rano. Przed nami jeszcze tylko 3.5 godziny jazdy. Przeżyjemy. Byle tylko upierdliwy Chińczyk znów nie chciał się zamieniać miejscami.
No Comments