Europa Rosja

Dużo wody, czyli Bajkał

Obudziło nas wariowanie kotów. Zegar na komórce pokazywał 9 rano. Zgodnie z tym, co nasz couchsurfer Sasha mówił wczoraj wieczorem, dzisiaj o tej porze powinien być już w pracy.

Wyskakujemy więc z łóżka i zaczynamy pakować nasze rozrzucone po całym pokoju rzeczy. Skarpety, śpiwory i turystyczne kieliszki z napisem RADOM. Do ciągłego zmieniania miejsca można się chyba przyzwyczaić, ale do prób zmieszczenia zbyt wielu rzeczy w zbyt małym plecaku, chyba nigdy. Kiedy już: domykasz górną klapę, dopinasz pobrudzone pomidorem karimaty, podejmujesz ryzyko dosunięcia do końca zamka, nagle widzisz leżącą pod łóżkiem parę Kubotów i cała zabawa zaczyna się od początku. 

Dworzec autobusowy w Irkucku. wprawdzie doczekał się komputera na korytarzu, ale panujące tam zasady nie zmieniły się od lat 80. Jeśli chcesz wejść na peron, to koniecznie zrób to okrężną drogą. Ani się waż omijać zardzewiały szlaban. Pani przesiadująca całe dnie w metalowej, obwieszonej plandekami budzie strzeże dostępu do parkingu dla autobusów. Jej rosyjskiego serca nie porusza widok rodzin z kwiatami, ani wąsatych mężów, którzy wstali z samego rana, żeby na czas odprawić na autobus swoje pyzate żony.

Jedziemy nad Bajkał całkiem niezłym, jak na tutejsze warunki busem. Z irkuckiego radia “Dacza” lecą na przemian dudniące basem rosyjskie hity disco i sentymentalne ballady wyśpiewywane sopranem przez smutne panie w średnim wieku. Kierowca leniwie podryguje w rytm muzyki i z utęsknieniem zerka na paczkę tanich fajek, które położył na desce rozdzielczej. Irkuck żegna nas widokiem stłuczki wysłużonej łady i przywiezionej z Japonii starej Hondy, która zyskała nowe, wcale nie lepsze życie w rosyjskich warunkach motoryzacyjnych.

Po dwóch godzinach przez brudną szybę busa po raz pierwszy widzimy bezkresną taflę wody Jeziora Bajkał. Chyba tylko po to, żeby utrudnić pasażerom podziwianie syberyjskiego krajobrazu, szyby samochodu oklejone zostały dziurkowaną czarną folią. Gapimy się więc na drewniane zapadające się w błocie domy, smukłe brzozy i zardzewiałe kominy dawnej fabryki zastanawiając się, czy tak właśnie widzą świat rosyjskie muchy. 

Pan ma relaks.

Pan ma relaks.

Pierwsza bajkalska stacja to Sludjanka. Wychodzimy z busa i zaczynamy rozglądać się wokół. Tutejszy dworzec autobusowy to drewniana buda oklejona żółtą taśmą z wypisanymi na niej godzinami odjazdów marszrutek. Obok pawilon z kebabem, z którego wynurza się zataczający się fan tureckiej kuchni. Dalej toaleta i sklep z wędzonymi rybami. Nie przypomina to typowych widoków z małych nadbałtyckich miejscowości.  

Słynne Jezioro Łabędzi w Sljudlance

Brak karmiku z pamiątkami, świecących na czerwono opasek z rogami diabła i breloków z Janem Pawłem II (choć to jesteśmy akurat w stanie zrozumieć). Idziemy w stronę jeziora z nadzieją, że znajdziemy tam tani nocleg, zdejmiemy nasze plecaki i będziemy marnować czas czytając w internecie artykuł np. o tym, jak to książę William pokochał Agatę Dudę, bo rzekomo przypomniała mu ona księżną Dianę. Niestety  w części Sludianki, do której dotarliśmy jest: jeden zbyt drogi jak na nasze kieszenie hotel i domy z wielkimi zardzewiałymi antenami satelitarnymi przymocowanymi do uszkodzonych dachów. Wygląda to tak jakby w każdej chacie mieszkał emerytowany radziecki szpieg z czasów Zimnej Wojny. Nie ma za to babuszek, które za gorsze przyjmą cię pod swój dach i opowiedzą przy śniadaniu ckliwe historie o swoich nierozgarniętych 60-letnich bezrobotnych synach. Wracamy więc do drewnianych bud położonym nad torami kolejowymi przejściem, ładujemy się do kolejnego busa i za 75 rubli jedziemy szukać szczęścia w innej syberyjskiej wiosce.

Po 40 minutach podróży w towarzystwie uczesanych w zbyt duże koki rosyjskich babek ze złotymi zębami dojeżdżamy wreszcie do Bajkalskaja. Na szczęście przystanek busa nie jest zbyt daleko od mieszkania, które cudem znaleźliśmy kilkadziesiąt minut wcześniej, gdzie w otchłani internetu.

Klasyczna kawalerka z klasycznym tanim wystrojem. Właścicielka ubrana w kostium w panterkę podaje nam klucz. Otwieramy drzwi i nagle naszym oczom ukazują się cuda rosyjskiej myśli wystroju wnętrz: wzorzyste dywany, kasetony, łuki, a na ścianie fototapeta z widokiem błękitnej laguny, gór i osamotnionego drzewa. Taki luksus tu i teraz jedynie za 900 rubli (około 55 zł). Niejeden hipster zwariowałby ze szczęścia!

Pokój opuszczamy kilkanaście chwil później, robimy krótki przystanek w supermarkecie na uzupełnienie turystycznego prowiantu (wódka, sok, plastikowe kubeczki, herbatniki z czekoladą) i wreszcie możemy z czystym sumieniem ruszyć w kierunku wody.  Droga do jeziora prowadzi przez centrum wybudowanego w 1961 roku Bajkalska. Szare bloki, kilka małych sklepów spożywczych, dwa supermarkety ze skromnym asortymentem, lombardy, babcie sprzedające orzeszki z szyszek i znudzeni nastolatkowie w podróbkach adidasa flirtująca na głównym placu z umalowanymi zbyt mocno jak na swój wiek koleżankami. 

Handel kwitnie. Centralny punkt miasta w mieście Bajkalsk.

Po drogach mozolnie turlają się stare łady, moskwicze i wyklepane niedbale Hondy. Typowy krajobraz postsowieckiego miasta, które kiedyś ściągało do siebie energicznych inżynierów i robotników, a w XXI wieku nie dało radę stawić czoła wyzwaniom kapitalizmu. Życie w takich miejscach płynie swoim zaspanym rytmem, a mieszkańcy mają wypisaną na twarzach całkowitą akceptacją sposobu życia, które zgotował im komunizm, a później żarłoczny kapitalizm. Najbardziej uśmiechnięte tutaj osoby, to głodni głosów lokalni politycy spoglądający z przyklejonych do odrapanych ścian wyborczych plakatów.

Nad jeziorem znacznie lepsze widoki. Tafla błękitnej wody rozciąga się aż po szary horyzont. Kilka rybackich łodzi leniwie kołysze się na falach. Panującą tutaj ciszę zakłóca tylko deszcz i dudniące z pozbawionej akurat budki z kebabem ruskie disco. Jedynymi kolorowymi elementami są kamienie pomalowane tak, żeby przypominały nerpy (gatunek fok występujący w tym regionie) i wypełnione po brzegi kosze na śmieci w kształcie truskawek.

Nerpy bajkalskie leniwie wyczekują nadejścia lepszych czasów.

Nerpy bajkalskie leniwie wyczekują nadejścia lepszych czasów.

Tutejsi plantatorzy tego owocu muszą stanowić silną grupę lobbystów na Kremlu, bo w centralnym punkcie plaży znajduje się pomnik soczystej truskawki dumnie sterczącej na białej kolumnie w stylu jońskim. 

Pomnik bohatera Związku Radzieckiego

Pomnik bohatera Związku Radzieckiego

Wznosimy toast za zakończoną umiarkowanym sukcesem wycieczkę i łazimy bez celu kamienistym brzegu. Pod nogami od czasu do czasu walają się puste butelki po wódce i piwie, namacalny dowód ostatnich imprez. Podobno zimą całe jezioro zamarza i można wtedy bez trudu przejechać na drugi brzeg samochodem. Podobno Chińczycy chcą tu już wkrótce zainwestować miliony monet i stworzyć centrum turystki. Ciekawe czy Azjaci zostawią truskawkowe kosze?

You Might Also Like

No Comments

    Leave a Reply