Ameryka Południowa Argentyna

Przez Argentyna cz. 1

Podróż przez środek Argentyny trwała 29 dni.  W tym czasie odwiedziliśmy 9 miast, spaliśmy u 10 couchsurferów i zjedliśmy zdecydowanie za dużo asado, czyli tutejszej wołowiny z grilla serwowanej w zbyt późnych godzinach nocnych.

Czas: 26.11.2011 – 18.12.2011

Miejsce akcji: Buenos Aires, Rosario, Bell Ville, Villa del Rosario, Cordoba, Carlos Paz, Embalse,

Jednym z pierwszych miast, które odwiedziliśmy było Rosario. Już na pierwszy rzut oka miasto wydało nam się dużo bardziej zielone i zatłoczone niż Benos Aires. Rosario to miejsce urodzenia m.in. Ernesto „Che” Guevary i Lionela Messiego, oraz argentyńska stolica lodów.

Bell Ville

Bell Ville było tym czego potrzebowaliśmy po miesięcznym pobycie w Buenos miejscem, w którym totalnie nic się nie dzieje. Można więc było bez specjalnych wyrzutów sumienia popływać łódką, podglądać żółwie w czasie stosunku albo zrobić sobie zdjęcie obok pomnika piłki. W mieście działają zakłady produkujące ten właśnie niezbędny do gry w nogę przedmiot. Wieczór spędzamy na grzebaniu w mące i jajkach. Wszystko dlatego, że nasz couchsurfer zabiera nas do znajomych na wspólne przygotowywanie gnocchi. Grudy (bo jak donosi wiarygodne źródło w postaci wikipedia, tak w wolnym tłumaczeniu można określić te kluski) z sosem jemy już po 23, czyli zdecydowanie zbyt późno jak na nasze europejskie standardy. Wielka butla przyniesionego przez nas tutejszego czerwonego wina skutecznie jednak umila proces trawienia i przedłuża dyskusje przy stole do późnych godzin nocnych.

Villa del Rosario

Asado. Znowu.

Załapaliśmy się nawet na niezłe cięcie.  

 

Cordoba:

Cordoba to taki argentyński Kraków. Dużo tu starych kościołów i młodych studentów. Pierwsze dwie noce spędziliśmy u dziewczyny, która strasznie chciała pokazać nam najlepsze i najdroższe w mieście sushi. Ta prezentacja oczywiście nigdy się nie wydarzyło, bo szybko uświadomiliśmy jej, że nasze podróżowanie z zasady i z czystej konieczności pozbawione jest tego typu luksusowych atrakcji. Zamiast tego przyrządziliśmy w domu nieco mniej wykwintną kolację (makaron z sosem).

Drugiego dnia w Cordobie spotkaliśmy się z  podróżującymi stopem po całym świecie chłopakami z Wrocławia: Mariuszem, Tomkiem i Wojtkiem. Tę trójkę odnaleźliśmy wśród „podróżujących w twojej okolicy” osób na couchsurfingu.  Jak można się było spodziewać po wrocławskiej ekipie, eleganckie spotkanie w dolnośląskim gronie skończyło się całonocnej imprezie z tańcami i śpiewaniem polskich przebojów z lat 90. Warto wspomnieć, że wśród wszystkich osób zgromadzonych w upalny, letni wieczór na zielonej łączne w parku, byliśmy jedynymi jednostkami nie pijącymi mate. Co kraj, to obyczaj.

Po dwóch nocach w dość sztywnej atmosferze z amatorką sushi z radością przenieśliśmy się do miejscowego squatu. Jego gospodarzem jest 32-letni Amerykanin, który zajął jeden z opuszczonych już dawno przez właścicieli tutejszych domów. W odrapanych murach kamienicy Zach urządził całkiem przytulne mieszkanie. Jest prąd, gaz, internet, kibelek czyli wszystko, co człowiekowi potrzebne do życia. Woda pod prysznic pochodzi z umieszczonego na dachu zbiornika zbierającego deszczówkę. Nieczystości z toalety trzeba zasypać piaskiem i szarmanckim krokiem wynieść na zewnątrz. Zach przed przeprowadzką do Argentyny mieszkał w Tokio i pracował tam, jako nauczyciel angielskiego. Jak sam mówił nie narzekał na zarobki, ale coś do pchało do mniej cywilizowanego miejsca, a takim zdecydowanie okazał się squat w Cordobie.

Najlepsze i najtańsze śniadanie w Argentynie. Factores z dulche de leche, czyli drobne ciasteczka wypełnione tutejszym skondensowanym mlekiem. 

Carlos Paz

W Carlos Paz turystycznej miejscowości w Argentynie śpimy w hotelu Aloha. Nasz couchsurfer jest właścicielem tego pensjonatu i poza sezonem, zupełnie za darmo oferuje podróżnikom jeden z pokoi zupełnie. Wieczorem tradycyjnie już zasiedliśmy z naszymi couchsurferami przy przepysznym i kalorycznym asado, a dalszą część nocy spędziliśmy biesiadując przy stole i dyskutując o możliwościach zrobienia kariery w wyścigach Formuły 1. Temat ten nie wziął się z kosmosu. Syn jednego z gości szkolił się w ośrodku przygotowującym młodych kierowców do wygrywania w tych prestiżowych wyścigach.

Embalse

Teraz już nie pamiętam, po co właściwie pojechaliśmy do Embalse. W mieście tym nie było za wiele atrakcji, oprócz naszej ekstrawaganckiej couchsurferki oraz jednej z dwóch wciąż działających elektrowni jądrowych.

Choć zachód słońca piękny był, wiadomo.

W Embalse okazało się, że nasza couchsurferka już tam nie mieszka, ale za to w miejscowości tej wciąż rezyduje jej przesympatyczna mama.  Zamieszkaliśmy więc w starym pokoju naszej couchsurferki. W miejscu tym (co widać na zamieszczonym obrazku) czas zatrzymał się w latach 80., kiedy to nastolatki wzdychały do Toma Cruise’a z krzywym zgryzem.

Pani, która zgodziła się nas przyjąć okazała się emerytowaną nauczycielką, która uwielbia matematykę, biżuterię, koty i psy (dużo kotów i psów!)

CDN.

Wujek dobra rada:

Jeśli nie lubisz mate, nie wybieraj się na jazdę stopem po Argentynie. Każdy prawilny kierowca, za punkt honoru uważa wspólne wypicie tutejszej herbatki. Pierwsze mate danego dnia smakuje dobrze, drugie nawet lepiej, przy trzecim zaczyna się problem, a każde następne po czwartym smakuje jak ziołowy napój, który lekarz przepisywał ci na ból żołądka. Ale podróżowanie zobowiązuje, dlatego gdy kierowca zadaje ci fundamentalne pytanie: „Czy napijemy się mate?”, uśmiechasz się szeroko, udajesz zaskoczonego człowieka i odpowiadasz głośno i wyraźnie „Si. Claro!”

You Might Also Like

No Comments

    Leave a Reply