Azja Kambodża

Duchy przeszłości w Kep

Graffiti na ruinach jednej z opuszczonych willi.

Kep prowincjonalne miasteczko u wybrzeży Kambodży. Kiedyś tętniący życiem kurort. Saint Tropez południowej Azji.  To właśnie tutaj z oddalonego o 4 godziny jazdy Phnom Penh zjeżdżały elity kraju, żeby zrelaksować się w cieniu palm.

Lata 50. i 60. to czas świetności miasteczka. Wtedy powstało wiele wybudowanych w stylu modernistycznym domów. Na licznych kortach bogaci turyści rozgrywali między sobą tenisowe pojedynki. Wieczorami na wystawnych przyjęciach wyprawianych na tarasach rezydencji degustowano przysmaki z owoców morza i popijano je przywiezionym z Europy zmrożonym, białym winem. W 1964 roku swoją letnią rezydencję zbudował tutaj król Sihanouk.

Dzisiaj niewiele zostało z tamtych czasów. Luksusowe wille zostały zniszczone w czasie amerykańskich nalotów na Kambodżę i dyktatury Czerwonych Khmerów. Piękne zabudowania dzisiaj zakrywa las. Przez okna domów wystają gałęzie krzewów i drzew. Podjazdy zostały zniszczone przez obfite deszcze. Po nieskoszonych trawnikach rozrzucona jest cała masa śmieci, a rzeźbione bramy pokryła rdza. Mieszkańcy uważają, że w murach domów straszą duchy dawnych właścicieli.

Kep wciąż jednak przyciąga turystów i jest obowiązkowym punktem na mapach wycieczek po Kambodży. W prowizorycznych bungalowach leniwe popołudnia spędzają zagraniczny turyści. Z niewielkiego portu codziennie odpływają łódki na położoną niedaleko miasta wyspę Koh Tonsay (Rabbit Island)

W czasie upału można wybrać się na tutejszą piaszczystą plażę. Nie znajdziemy tam jednak upragnionego orzeźwienia, bo temperatura wody niewiele różni się od temperatury powietrza. Wokół wybrzeża, na schowanym w cieniu chodniku pikniki urządzają mieszkańcy miasta. Ze styropianowych, białych tacek mijscowi próbują przygotowane w domach potrawy i pokrojone owoce: ananasy posypane otrą przyprawą i pokrojonego na kawałki duriana.

Jadąc główną drogą w górę miniemy miejsce, które szczególnie upodobały sobie tutejsze małpy. Zwierzęta grupowo wychodzą na ulicę i nic nie robią sobie z nagrywających ich na białe iphony ludzi. Małpy wyjadają ze śmietników resztki jedzenia, a czasami bezmyślnie karmione są przez samych mieszkańców.

Tutejsze małpy nic sobie nie robią z fotografujących je ludzi.

Kep – tutejsze małpy nie boją się widoku fotografujących je ludzi. 

Nieco dalej znajduje się Crab Market. Trag wypełniony jest rozżarzonymi do czerwoności grillami, na których kucharki przygotowują najróżniejsze owoce morza. Tuż nad wodą swoje stanowiska mają tutejsi rybacy, którzy wyławiają kraby w drewnianych koszach. Nie ma w Kep lepszego miejsca na obiad. Pyszna grillowana ryba kosztuje tutaj około 2 dolarów, a 1 dolara zapłacimy np. za wypieczoną kałamarnicę. Do tego zmrożony sok z trzciny cukrowej i limonki. Idealny urlopowy zestaw gotowy!

Świeża ryba i dwie porcje ryżu kosztuje około 2 dolarów.

Świeża ryba i dwie porcje ryżu to wydatek w wysokości około 2 dolarów.

Wieczorem Kep pokrywa mrok. Nieliczne latarnie rozświetlają główną aleję miasta, po której latają wychudzone, bezpańskie psy. W powietrzu unosi się zapach pieczonych ryb, a ciszę nocy zakłócają cykady i świerszcze. O tej porze nie ma co błąkać się po mieście. Najlepiej usiąść na tarasie hostelu i korzystać z przygotowanych przez właścicieli happy hours. Trzeba jednak uważać, żeby do naszej chwili relaksu nie dołączyły miejscowe szczury. Ale o tym więcej, już niedługo.

 

 

You Might Also Like

No Comments

    Leave a Reply